wtorek, 31 października 2017

Promocja -55% w Rossmannie-co warto kupić, podsumowanie +bonus lista zakupów do druku

Promocja -55% w Rossmannie-co warto kupić, podsumowanie +bonus lista zakupów do druku

Drogeria Rossmann znów wychodzi na przeciw kobietom kochającym kosmetyki do makijażu. Tym razem ulubione produkty można było zakupić w cenie obniżonej, aż o 55%!

Często dostaję od Was pytania, co warto kupić podczas trwania promocji. Nie jest żadną tajemnicą, że jestem prawdziwym maniakiem kosmetykowym i chętnie dzielę się swoją wiedzą i doświadczeniem. Post na blogu, będzie idealnym sposobem, na przekazanie Wam moich sprawdzonych perełek z rosmannowych półek. Pokaże Wam co udało mi się upolować oraz to co już miałam i polecam. Niech będzie to taki przewodnik po drogeryjnych półkach w poszukiwaniu kosmetyków idealnych.

 Kosmetyki podzieliłam na kategorię, dla wygody przeglądania. Dzięki temu łatwo odszukacie to, co najbardziej Was interesuje, pomijając opis tych produktów, których w swoim makijażu nie używacie. Do Waszej dyspozycji zostawiam jednak pełen przekrój, począwszy od baz, na sprayach utrwalających kończąc.
Mam nadzieję, że ten krótki poradnik, pomoże Wam odnaleźć się wśród ogromu kosmetyków, jakie obecnie są dostępne w drogeriach i pozwoli uniknąć kupna bubli, które nie są warte uwagi.

Co prawda promocja w Rossmannie już się zakończyła, ale nie ma co się smucić! Drogeria Natura ju rozpoczęła promocję -40% na wybrane marki makijażowe, a lada chwila Hebe i Super Pharm pójdą w jej ślady. Nie zapominajmy również o drogeriach internetowych! Bardzo często możemy w nich kupić kosmetyki jeszcze taniej niż w legendarnej promocji w Rossmannie! :)

Już bez zbędnego przedłużania, zapraszam Was na moje the top of the top kosmetyków do makijażu dostępnych w drogeriach.

Bazy pod makijaż


1. Lirene baza matująca NO PORES

Jako posiadaczka cery mieszanej z wyraźnie przetłuszczającą się strefą T swój makijaż rozpoczynam od nałożenia bazy matującej. Ma ona za zadanie pochłaniać nadmiar wydzielanego przez naszą skórę sebum i przedłużyć efekt zmatowienia. Baza dodatkowo w zadowalającym stopniu zmniejsza widoczność rozszerzonych porów. Ma lekką konsystencję i przyjemny zapach. Nie zapycha. Nadaje się do stosowania na co dzień. Polecam zamiast wcierać ją w skórę, delikatnie wklepywać, dla uzyskania pożądanego efektu.

2. Eveline baza silikonowa wygładzająco-matująca Art Scenic

Baza, którą stosuję zawsze kiedy wymagam od swojego makijażu perfekcyjnego wyglądu przez długie godziny. Bardzo łatwo się rozprowadza, wystarczy minimalna ilość, aby uzyskać pożądany efekt, co czyni ten produkt niesamowicie wydajnym. Dzięki zawartości silikonu, pokrywa naszą cerę jedwabistą powłoczką. Pozostawia skórę idealnie wygładzoną i gotową na przyjęcie podkładu do zadań specjalnych. Znacząco wpływa na przedłużenie trwałości makijażu. Nie nadaje się natomiast do codziennego stosowania, może zapychać. W mojej ocenie, najlepsza z baz wygładzających dostępnych w Rossmannie.


Podkłady



1. Bourjois podkład rozświetlający Healthy Mix

Jeden z moich ulubieńców! Nie bez powodu wymieniam go jako pierwszego :) Podkład ma bardzo lekką konsystencję, a przy tym bardzo dobrze zakrywa niedoskonałości. Krycie oceniam na średnie, spokojnie można je budować. Pozostawia na skórze uczucie nawilżenia, nie tworzy efektu maski. Rozprowadza się bardzo łatwo, nie tworzy smug. Cera zyskuje zdrowy wygląd. Tonacja zdecydowanie w kierunku żółtych tonów, najjaśniejszy odcień (51 Light Vanilla) sprawdzi się również dla bladziochów. Nie jest to podkład zastygających, więc jego trwałość nie jest najdłuższa. Idealna propozycja do codziennego stosowania, bez nadmiernego obciążania skóry. 


2. Revlon Colorstay (wersja dla cery tłustej/mieszanej)

Klasyk, którego pewnie nikomu nie muszę przedstawiać. Wyjątkowo trwały, o wysokim kryciu, bardzo duży wybór kolorów. Słowem podkład idealny! Sięgam po niego bez zastanowienia, zawsze kiedy moja cera wymaga zakrycia większej ilości niedoskonałości. Może wydawać się ciężki, ale nałożony w odpowiedniej ilości nie będzie tworzył efektu maski. Bardzo lubię ten podkład, nigdy mnie nie zawiódł i zawsze muszę go mieć w swojej kosmetyczce. Dobra wiadomość: producent wreszcie wziął pod uwagę opinie klientek i Revlon Colorstay doczekał się pompki! :) 

3. L'Oreal Paris podkład mineralny True Match

Sprzymierzeniec każdej kobiety, której zdarza się nadużywać opcji drzemki! :) Podkład w pudrze, wystarczy kilka kolistych ruchów i gotowe. Aplikacja jest ekspresowa! Nie wymaga pudrowania, krycie ma zadziwiająco mocne a przy tym jest bardzo wydajny. Podchodziłam do niego bardzo sceptycznie ale już po pierwszym użyciu wiedziałam, że to przyjaźń na dłużej. Wykończenie nie jest matowe, jak mogłaby sugerować jego pudrowa formuła, a satynowe. Skóra wygląda zdrowo, a żadne niedoskonałości nie są widoczne. Czego chcieć więcej gdy zdarzyło nam się pospać te kilka minut za długo? Obecnie producent zmienił szatę graficzną całej serii produktów True Match, posiadany przeze mnie egzemplarz widoczny na zdjęciu jest jeszcze w starej wersji :) 


4. Bourjois Krem CC 123 Perfect

Jedyny słuszny wybór, jeśli chodzi o kremy CC. Jego konsystencja jest niezwykle lekka, pozostawia na skórze uczucie nawilżenia a przy tym ma zadziwiająco dobre krycie! Sprawdzi się zarówno jako produkt na co dzień, jak również jako podkład na upalne dni. Wygodne opakowanie, w formie plastikowej tubki, pozwala zużyć produkt do samego końca. W mojej opinii jest to kosmetyk bez wad! Kupujcie w ciemno! :) 


5. L'Oreal Paris podkład dopasowujący się do skóry True Match

Działa dokładnie tak, jak obiecuje nam to producent. Podkład wtapia się w naszą skórę i staje się niewidoczny, tworząc efekt, gładkiej i perfekcyjnie ujednoliconej cery. Nie zliczę, ile już razy jego formuła byłą zmieniana, jednak wciąż zachwyca. Pokuszę się o stwierdzenie, że z każdą aktualizacją coraz bardziej. Krycie ma średnie, jednak spokojnie można je budować. True Match to jeden z moich pewniaków, sięgam po niego bez namysłu, nigdy mnie nie zawodzi. 

Korektory



1. Maybelline korektor wygładzający Instant Age Rewind

Taak! Nareszcie doczekaliśmy się tego cudeńka w Polsce! Uwielbiam ten korektor za jego lekką formułę a przy tym niesamowite wprost krycie. Perfekcyjnie kamufluje zasinienia pod oczami, nie roluje się w ciągu dnia ani nie wchodzi w zmarszczki. Nie przesusza wrażliwej skóry pod oczami, a wręcz daje uczucie nawilżenia. To jeden z najlepszych korektorów jakie istnieją, bardzo udany produkt i  niesamowicie się cieszę, że wreszcie możemy go nabyć w naszych drogeriach :) 

2. L'Oreal korektor wygładzający True Match

Gama kosmetyków True Match to także świetny korektor pod oczy. Podobnie jak podkład, idealnie wtapia się w naszą skórę. Nie ma tak mocnego krycia, jak jego kolega z Maybelline aczkolwiek zdecydowanie bardziej rozświetla. Jeśli więc, nie jesteście posiadaczkami uporczywie trudnych do zakrycia cieni po oczami, a poszukujecie czegoś co rozświetli tę okolicę, zdecydowanie bardziej polubicie się z tym produktem.


Pudry



1. Wibo puder sypki utrwalający Fixing Powder

W kategorii pudrów drogeryjnych marka Wibo nie ma sobie równych! Najlepszy stosunek ceny do jakości! Wswoim makijażu zdecydowanie preferuję pudry sypkie nad tymi w kamieniu. Fixing powder to produkt półtransparentny, który oprócz zmatowienia pozwala nam przedłużyć trwałość makijażu. Jego konsystencja jest bardzo miałka, nadaje się do stosowania pod oczami, nie przesusza. Na skórze wygląda bardzo ładnie, daje świetny efekt wygładzenia, i nie bieli! 

2. Wibo puder ryżowy Rice Powder

Kolejną genialną propozycją z marki Wibo jest puder ryżowy Rice Powder. Produkt ten jest transparentny a jego głównym zadaniem jest zmatowienie naszej skóry i spełnia swoją funkcję wzorowo! Skóra nie błyszczy się przez wiele godzin, przy czym nie tworzy efektu płaskiego matu. Świetnie nadaje się też do bakingu. 

3. Wibo puder bananowy Banana Loose Powder

Na fali popularności żółtych pudrów, nie mogło zabraknąć takiej propozycji na drogeryjnych półkach. Puder daje bardzo ładne wykończenie, skóra jest wygładzona i aksamitna. Idealny do podkreślania konturu twarzy. Tańsza alternatywa dla kultowego pudru z Ben Nye. A co zaskakujące, naprawdę pachnie bananowo! :) 


Bronzery


1. Lovely bronzer Chocolate

Czekoladowe bronzery od Lovely zachwycają swoim wyglądem. Występują w 2 odcieniach Dark and Milky. Posiadam oba warianty i każdy z nich świetnie się sprawdza. Milky to chłodniejszy odcień brązu idealny do podkreślenia konturu twarzy zaś Dark jest zdecydowanie cieplejszy, raczej do ocieplania lub efektu skóry muśniętej słońcem. Piękne, niedrogie, pachnące czekoladą i mają 0 kalorii, czego chcieć więcej? :) 

2. Lovely bronzer Ombre

Polecam Wam jeszcze przyjrzeć się bronzerowi Ombre, którego niestety zapomniałam umieścić na zdjęciu :( To połączenie zarówno ciepłego i chłodnego brązu w jednym pudełeczku. Produkt jest świetnie napigmentowany i bardzo ładnie wygląda na skórze. Uzyskamy z nim zarówno efekt opalenizny jak i wykonturujemy twarz, świetna opcja do kosmetyczki podróżnej. 

3. Wibo zestaw do konturowania 3 Steps to Perfect Face Light


Mówiąc o bronzerach, nie mogłabym nie wspomnieć o palecie do konturowania z Wibo. W środku znajdziemy bronzer, róż i rozświetlacz. Co ciekawe, wszystkie 3 pudry są bardzo udane! Bronzer jest w chłodnym odcieniu, raczej do konturowania. Róż jest rozświetlający, fantastycznie ożywi naszą cerę. Z kolei rozświetlacz nadaje piękny dzienny i elegancki blask. Idealne rozwiązanie podróżne. Paletka jest nieduża, solidnie wykonana, posiada spore lusterko i w środku mamy wszystko co potrzebne, aby wykończyć makijaż twarzy. Dla mnie to zdecydowany must-have ! :) 

Róże do policzków


1. Bourjois róż do policzków

Klasyk nad klasykami! Róż, który chyba wszyscy znamy. Ręka w górę, kto podkradał go mamie czy starszej siostrze z kosmetyczki? :) Produkt wypiekany, o bardzo charakterystycznym zapachu. Bardzo trwały, dobrze napigmentowany i zamknięty w niezwykle uroczym pudełeczku z mini lusterkiem i pędzelkiem. Mój ulubieniec od wielu lat.

2. Wibo róż do policzków Ecstasy Blusher

Piękny, rozświetlający róż o niesamowicie aksamitnej konsystencji. Bardzo mocno napigmentowany. Nie sposób nie zauważyć wyraźnej inspiracji kultowym produktem z firmy Nars, więc jeśli pierwowzór skutecznie odstrasza swoją ceną, proszę bardzo! Nars w wersji ekonomicznej :) 

3.Lovely róż do policzków OH OH Blusher

Produkt o bardzo ciekawej konsystencji, nie jest on typowo pudrowym różem, jego formuła jest raczej kremowo-pudrowa. Pozostawia na policzkach holograficzną taflę, która mieni się na perłowo złoty kolor. Niesamowicie ożywia makijaż, nadając skórze ładny brzoskwiniowy odcień. Zdecydowanie warto mieć go w swoich zbiorach.

4. Catrice róż do policzków Defining Blush

Co prawda szafy Catrice zostały już wycofane z większości Rossmannów, ale może komuś uda się jeszcze trafić na te róże [Jeśli w Twoim Rossmannie nie ma szaf Catrice, szukaj ich w drogeriach sieci Natura oraz Hebe.] Produkty te są bardzo, baaardzo mocno napigmentowane a przy tym niesamowicie wydajne. Zachwycają swoimi odcieniami oraz tym jak subtelnie wyglądają na policzkach. Dodatkowym plusem jest ciekawa faktura pudru w opakowaniu, zawsze mnie zachwyca.


Rozświetlacze


1. Bell HYPOAllergenic rozświetlacz Face&Body Illuminating Powder

Każda fanka rozświetlaczy MUSI go mieć! Tafla jaką możemy nim uzyskać jest wręcz oślepiająca! Jedwabisty w konsystencji i bardzo trwały. Pozwala na uzyskanie efektu mokrej skóry. Wspaniały rozświetlacz, który spokojnie mógłby konkurować z produktami z wyższej półki.

2. Lovely rozświetlacz GOLD/SILVER Highlighter

Rozświetlacz z Lovely występuje w 2 wariantach: chłodnym i ciepłym. Każdy z nich jest bardzo mocno napigmentowany i pozwala na uzyskanie oślepiającego blasku. Nie osypuje się. Pozostaje na skórze przez wiele godzin. 

3. Wibo rozświetlacz Diamond Iluminator

Fantastyczny rozświetlacz do stosowania na co dzień. Daje efekt subtelnie rozśwetlonej, zdrowej skóry. Wygląda bardzo elegancko, jest trwały i bardzo wydajny. Występuje tylko w jednym odcieniu, aczkolwiek bardzo twarzowym złoto szampańskim. 

Produkty do brwi


1. Wibo Eyebrow System

Kredka do brwi stworzona przez Wibo, zdecydowanie przypasuje Wam jeśli nie zależy Wam na mocnym efekcie, jaki daje pomada. Z jednej strony mamy cień, który aplikujemy za pomocą gąbkowego aplikatora. Świetnie sprawdzi się do wypełnienia luk między włoskami, optycznie zagęści brawi i wypełni ich obrys. Z drugiej strony jest natomiast kredka, odpowiednio twarda, pozwoli na precyzyjne dorysowanie brakujących włosków i precyzyjne zdefiniowanie kształtu. Produkt jest trwały, bardzo dobrze przemyślany. Możemy za jego pomocą wykonać kompletny rysunek brwi, a efekt jaki daje, jest bardzo naturalny. Świetnie sprawdzi się w kosmetyczce podróżnej. 

2. Lovely  Brows Creator Pencil

Wodoodporna kredka do stylizacji brwi, sprawdzi się jeśli zależy nam raczej na dorysowaniu pojedynczych włosków i wyrównaniu kształtu. Produkt jest bardzo trwały. Niestety jeśli chcemy narysować brwi od nowa, lepiej sięgnąć po pomadę, ponieważ ta kredka jest dość twarda i trudno byłoby nią uzyskać naturalnie wyglądające wypełnienie. Jednak do lekkiego uzupełniania, lub wyrysowania początków brwi będzie idealna. 

3. Maybelline, Color Tattoo 24 Hr 40 Pemanent Taupe

Kremowy cień od Maybelline to niewątpliwe jeden z tzw. Kosmetyków Wszech Czasów, a konkretniej kolor 40 Permanent Taupe. Niech Was nie zmyli fakt, iż nie jest to produkt dedykowany do malowania brwi, bowiem sprawdza się w tej roli znakomicie! Ma piękny odcień chłodnego brązu, pozwala na precyzyjne wyrysowanie kształtu a przy tym jest nie-sa-mo-wi-cie trwały! Kiedy zaschnie, jest nie do ruszenia, aż do momentu, kiedy zdecydujemy, że czas wykonać demakijaż. Polecam ten produkt z całego serca, jest niesamowicie wydajny i zamknięty w pięknym, eleganckim szklanym słoiczku. Zawsze mam go w swojej kosmetyczce.

4. Maybelline, żel do brwi Brow Drama

Kolejny świetny produkt do stylizacji brwi z marki Maybelline. Tym razem żel, czyli utrwalacz. Nie zapewniana najmocniejszego utrwalenia, raczej takie wystarczające. Nie jest transparentny, posiada ładny chłodny odcień brązu. Aplikator jest dość specyficzny, polecam odciąć te dziwną kuleczkę, która znajduje się na końcu, wtedy nakładanie produktu na włoski będzie o wiele łatwiejsze.


Cienie do powiek

1. Wibo paleta cieni do powiek Neutral Eyeshadow Palette

Paleta 15 cieni do powiek w naturalnych kolorach ziemi, idealna do dziennych makijaży, aczkolwiek wykonamy nią także klasyczne smokey eye. Zawiera zarówno cienie matowe jak i błyszczące. Ogromny plus za matowy beżowy cień, który stanowi dla mnie wyznacznik kompletnej palety, oraz bardzo dobrze napigmentowany czarny. Cienie dobrze się ze sobą mieszają, i nie znikają podczas blendowania. W większości są dobrze napigmentowane. Są trwałe,nie osypują się. Paleta jest kartonowa, bardzo lekka, pomimo dużego i wygodnego lusterka. Opakowanie jest bardzo ładne i sprzyjające podróżowaniu, pamiętajmy, że karton lepiej znosi upadki niż plastik. W mojej to bardzo fajna podstawowa paleta cieni, za nieduże pieniądze.



2. Wibo  paleta cieni do powiek GO NUDE Smoky Edition

Kolejna świetna paleta cieni do powiek od Wibo. Tym razem mamy 12 cieni zamkniętych w bardzo solidne metalowe pudełko, również z lusterkiem. Budżetowa wersja kultowych palet Naked od Urban Decay, nie ma co tu kryć, podobieństwo jest uderzające. W środku dołączony jest również pędzelek i warto go sobie zostawić, bo w odróżnieniu od tego co zazwyczaj znajdujemy w paletach, ten jest wyjątkowo dobry! Cienie w tej palecie są wyraźnie ciemniejsze, gdyż jak sama nazwa wskazuje, mają posłużyć nam do wykonania makijaży wieczorowych. Trwałość oceniam na bardzo dobrą, kolory dobrze ze sobą współgrają, ładnie się blendują i nie znikają. Wymaga delikatniejszej ręki niż poprzedniczka, z uwagi na to, że niektóre cienie troszkę się osypują.



3. Lovely paleta cieni do powiek Precious Kit

Bardzo ładne, małe, metalowe opakowanie skrywa w sobie 9 zaskakująco dobrych cieni do powiek. Paleta wprost stworzona do tego, aby zabierać ją ze sobą w podróż! Mamy w niej wszystko czego potrzebujemy, aby wykonać zarówno dzienny jak i wieczorowy makijaż. Pigmentacja cieni jest na dość dobrym poziomie, nie sypią się i ładnie ze sobą blendują. Wewnątrz opakowania znajduje się również wygodne lusterko. Ładna, użyteczna, niedroga i świetnie sprawdza się w podróży.



4. Lovely paleta cieni do powiek Fabolous Kit

Siostra palety, o której pisałam wyżej. W tym przypadku mamy zestaw zdecydowanie dzienny. Kolory skomponowane są idealnie. Cienie są dobrze napigmentowane, pięknie się ze sobą łączą i zaskakują trwałością. Konsystencja cieni nie jest sucha, bardzo dobrze przyklejają się do powieki. Przyznam, że gdy chcę stworzyć podstawowy dzienny makijaż, najczęściej sięgam właśnie po tę paletę. No i opakowani! Bardzo urocze, a przy tym solidnie wykonane, mnie przekonało :) 



5. Maybelline kremowy cień do powiek Color Tattoo 24 Hr

Maybelline Color Tattoo to zastygające kremowe cienie. Sprawdzają się idealnie jak baza pod cienie! Pięknie podbijają kolory zarówno cieni suchych jak i pigmentów. Kiedy zaschną, są niesamowicie trwałe! Trzymają się na powiece, do momentu, aż same zdecydujemy, że chcemy zmyć makijaż. Równie dobrze spisują się w roli głównej. Nałożone solo, pozwolą nam wykonać makijaż w ekspresowym tempie. Rozcierają się bardzo łatwo i można stopniować ich intensywność, dzięki czemu makijaż nawet prosty makijaż oka wygląda jakby był starannie wykonywany przez długie godziny przed lustrem. To produkt, który TRZEBA mieć w swojej kosmetyczce. Color Tattoo nigdy nie zawodzą, a jeśli zależy nam na ekstremalnej trwałości makijażu, to jedyny słuszny wybór. 



Eyelinery



1. Maybelline żelowy eyeliner Lasting Drama

Najlepszy eyeliner jakiego kiedykolwiek używałam! Nie rozstaję się z nim od 3 lat, a kreski maluję na co dzień. Idealnie kruczoczarny, niesamowicie trwały, zastyga na mat, nie kruszy się ani nie odbija. Bardzo wydajny o przyjemnej żelowej formule, gładko sunie po powiece. Wyrysowanie perfekcyjnej kreski tym produktem jest dziecinnie proste! :)

2. Rimmel eyeliner żelowy Scandaleyes

Alternatywa dla eyelinera z Maybelline, minimalnie gorszy, jednak nadal godny uwagi. Również wodoodporny, żelowy i intensywnie czarny. Jeśli nie uda Wam się kupić tego pierwszego, warto skusić się na ten. 

3. Eveline eyeliner Clebrities

Produkt Celebrities od Eveline to mój ulubieniec, wśród brązowych eyelinerów. Idealny do dziennych makijaży, efekt nie jest tak mocny jak przy kolorze czarnym. Posiada wygodny pędzelek, kreskę maluje się ekspresowo. Ma świetną trwałość, zastyga na mat, nie kruszy się. W środku opakowania, znajduje się niewielka kuleczka, dzięki której eyeliner nie gęstnieje.

4. Miss Sporty eyeliner wodoodporny Pump Up Booster

Idealny eyeliner, jeśli wiem, że mój makijaż może ucierpieć w ciągu dnia i będą potrzebne poprawki. Wodoodporny, kruczoczarny i niezwykle precyzyjny dzięki ekstremalnie cienkiemu pędzelkowi. Często mam go w torebce, na awaryjne sytuacje, jest bardzo mały więc nie zajmuje dużo miejsca, a czasem może uratować makijaż. 

5. Lovely Color Pop Eyeliner Biały

Jeśli wpadł Wam w oko biały eyeliner z Nyxa, ale nie możecie go nigdzie dostać lub szukacie tańszej alternatywy, koniecznie sprawdźcie propozycje od Lovely! Biel jest intensywna, nie znika w ciągu dnia, nie kruszy się i jest wodoodporny! Wygląda fantastycznie jako akcent w makijażu a także w postaci kreski. Absolutny must have, zwłaszcza w takiej cenie! :) 


Kredki



1. Essence czarna kredka do oczu I love Smokey

Matowa kredka do oczu od Essence, sprawdza się idealnie jako czarna baza pod smokey. Idealnie miękka, bardzo mocno napigmentowana, rozciera się z łatwością, a cienie świetnie się do niej przyklejają. Kredka nie łamie się ani nie kruszy.

2. Lovely cielista kredka do oczu Nude Eye Pencil

Kredka do stosowania na linię wodną, w celu zniwelowania efektu zmęczonych oczu. Ma ładny beżowy odcień, jest komfortowa w noszeniu, nie ściera się w ciągu dnia. Dobrze się aplikuje, jest miękka więc nie podrażnia oka. Nie jest to jednak kredka zastygająca.


Tusze do rzęs



1. L'Oreal tusz do rzęs Volume Million Lashes So Couture

Volume Million Lashes to od wielu lat mój ulubieniec. Niesamowicie podkręca, wydłuża i pogrubia rzęsy. Robi wszystko to co tusz powinien robić i czego od niego oczekujemy.Idealnie czarny, nie osypuje się w ciągu dnia, nie odbija. Bardzo dobrze się zmywa, nie trzeba z nim walczyć, aby usunąć go z rzęs. Posiada silikonową szczoteczkę, która precyzyjnie rozdziela rzęsy i pozwala pokryć je tuszem od samej nasady. Zawsze mam minimum 1 opakowanie w zapasie, a to chyba dobitnie świadczy o tym, jak bardzo cenię ten tusz. Uważam, że marka L'Oreal robi najlepsze tusze do rzęs. 

2. Miss Sporty tusz do rzęs Studio Lash Instant Volume 

Tusz Miss Sporty Stusio Lash Instant Volume mógłby konkurować z tuszami z najwyższej półki! Za każdym razem, kiedy go używam zadaję sobie w myślach pytanie "Czy to naprawdę jest tusz za kilka złotych?!". Efekt, jaki możemy nim uzyskać, jest spektakularny! Śmiało, można go określić mianem 'efektu sztucznych rzęs'. Czerń jest intensywna, nie osypuje się nie odbija. Nie skleja rzęs, a wręcz przeciwnie, perfekcyjnie je rozczesuje. Na pochwałę zasługuje również szczoteczka, silikonowa z dwoma długościami ząbków. Dzięki takiemu rozwiązaniu możemy jeszcze dokładniej pokryć rzęsy tuszem. Dla mnie było to wielkie pozytywne zaskoczenie i od tamtej pory na stałe zagościł w mojej kosmetyczce.

3. L'Oreal tusz do rzęs Paradise Extatic 

Pradise Extatic to najnowszy tusz marki L'Oreal i oczywiście bardzo udany. W moim przypadku była to miłość od pierwszego użycia! Zwykle bywa tak, że nowo otwarty tusz potrzebuje czasu, aby móc w pełni ocenić jego możliwości. Natomiast w tym przypadku od samego początku mamy do czynienia z efektem WOW! Rzęsy są pogrubione, zauważalnie wydłużone a przy tym nie są posklejane! Tusz jest bardzo trwały, ale nie ma problemu z demakijażem. Szczoteczka jest klasyczna, dozuje odpowiednią ilość produktu. Jestem pod ogromnym wrażeniem i z pewnością nie jest to moje ostatnie opakowanie :) 

4. Astor tusz do rzęs Big&Beautiful BOOM! Curved

Na koniec kategorii coś na wielkie wyjścia. Tusz z firmy Astor Big&Beautiful BOOM! Curved to produkt idealnie dopełniający makijaż wieczorowy. Rzęsy wyglądają niesamowicie! Czerń jest bardzo głęboka, tusz nie osypuje się, jest bardzo trwały i z całą pewnością będzie się prezentował idealnie przez całą imprezę. Bywa trudny w demakijażu, wymaga zastosowania tłustej formuły, np płynu dwufazowego albo olejku. Jego aplikator może początkowo przerażać, gdyż jest naprawdę ogromny, jednak bez obaw, jest bardzo wygodny i pozwala na całkowite pokrycie rzęs tuszem. 


Balsamy do ust



1. 2. EOS balsamy do ust o różnych smakach

Dwie pierwsze propozycje ze zdjęcia to balsamy EOS. Zapewniają długotrwałe uczucie nawilżenia. Usta są wyraźnie wygładzone. Stanowią fantastyczna bazę pod matowe pomadki, gdyż nie powodują ich rozlewania. Dają uczucie ukojenia spierzchniętym ustom. Występują w wielu smakach, tak smakach! oprócz cudownego zapachu posiadają one również smak. W dodatku są świetnym gadżetem, EOSowe jajeczka zawsze przyciągają wzrok. Posiadam kilka wersji i ze wszystkich jestem tak samo mocno zadowolona :)

3. Perfecta balsam do ust Soft Lips

W moim odczuciu to EOS zamknięty w innym opakowaniu. Formuła jest w zasadzie identyczna, odczucie na ustach oraz właściwości nawilżające podobnie. Różnią się tylko wyglądem, tutaj zamiast kolorowego jajeczka mamy przezroczystą kostkę, przypominającą na myśl kostkę lodu. Te balsamy też bardzo lubię i często używam, w zasadzie zawsze mam w torebce jeden lub drugi. :) 

3. Evree peeling cukrowy do ust Sugar Lips

Nawet najlepiej nawilżający balsam nie pomoże naszym przesuszonym ustom jeśli nie pamiętamy o regularnym peelingu. Tak, tak usta też należy peelingować! Cukrowy peeling od Evree spełnia swoje zadanie perfekcyjnie. Dobrze zdziera martwy naskórek, nie podrażnia i nie powoduje uczucia dyskomfortu. Usta są wyraźnie wygładzone, nawilżone i miękkie. Produkt obowiązkowy, kiedy preferujemy matowe pomadki. Bardzo ładnie pachnie i równie dobrze smakuje. Opakowanie jest bardzo wygodne i solidnie wykonane. 

Pomadki



1. Bourjois matowa pomadka Rouge Edition Velvet

Kultowa już pomadka od Bourjois! Można śmiało nazwać ją prekursorką płynnych matowych pomadek. Powiem krótko, pierwsza, najlepsza, niedościgniona! Aktualnie możemy zaobserwować ogromną popularność matowo-płynnej formuły pomadek, drogeryjne półki uginają się pod naporem coraz to nowych propozycji jakie w ekspresowym tempie wypuszczają firmy kosmetyczne. I choć zawsze chętnie testuję nowości, Bourjois wciąż zajmuje 1 miejsce w moim rankingu. NIE MA trwalszej pomadki niż Rouge Edition Velvet, która byłaby tak samo komfortowa w noszeniu. Niezastąpiona, intensywnie napigmentowana, idealnie matowa, trwała, łatwa w aplikacji, o konsystencji musu, łatwo dostępna... i wymieniać mogłabym bez końca! Jeśli chcecie postawić na matowe wykończenie ust, ta pomadka będzie najlepszym wyborem! :) 

2. Lovely matowa pomadka w płynie+konturówka K-Lips

Zestaw składa się z matowej płynnej pomadki i pasującej do niej kolorystycznie konturówki. Na ustach prezentuje się bardzo dobrze, nie tworzy skorupki ani nie podkreśla suchych skórek. Trwałość jest na bardzo wysokim poziomie. Nie odbija się na szklance, nie rozmazuje i nie rozpływa. Jak każda matowa pomadka, może odrobinę przesuszać usta, ale nie jest to na tyle uporczywe aby nałożenie balsamu nawilżającego  nie zażegnało problemu. Nie skleja ust i nie czuć jej podczas noszenia. Dzięki dołączonej konturówce, możemy wyrysować usta bardzo precyzyjnie. 

3. Lovely matowa pomadka w płynie Extra Lasting

Prawdę mówiąc nie widzę różnicy w formule między tą pomadką a jej siostrą opisaną wyżej. Nie mniej jednak polecam obie, świetna jakość za bardzo niską cenę. 

4. Maybelline matowy błyszczyk Vivid Matte Liquid 

Jeśli nie jesteście zwolennikami totalnego matu na ustach to jest to rozwiązanie idealne dla was! Matowy błyszczyk brzmieć może jak oksymoron, ale taka właśnie jest ta formuła! Nie jest to zastygająca pomadka, więc nie jest też tak trwała jak poprzedniczki ale nadrabia niesamowitym komfortem noszenia. Usta są bardzo nawilżone, a kremowa konsystencja nie powoduje przesuszenia. Kolory są intensywne i bardzo oryginalne. 

Utrwalacze



1. Theatric Professional spray utrwalający makijaż 

Spray utrwalający, czyli tzw fixer, ma za zadanie przedłużyć trwałość naszego makijażu. Spryskujemy twarz cienką warstwą z odpowiedniej odległości, uważając aby nie przesadzić.Do utrwalenia makijażu wystarczy absolutnie minimalna ilość produktu, nałożony w nadmiarze może tworzyć efekt maski. Zawsze dobrze się spisuje, jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. Tańsza alternatywa dla kultowego fixera z Kryolanu. 

2. Bielenda mgiełka utrwalająca makijaż Fixer Mist

Mgiełka utrwalająca działa na tej samej zasadzie co spray utrwalający,  czyli przedłuża trwałość makijażu. Produkty te różnią się jednak formułą. Mgiełka daje uczucie nawilżenia oraz zdejmuje nadmierną pudrowość z twarzy. Należy jednak zwrócić uwagę, aby aplikować ja z odpowiedniej odległości, gdyż może rozmazać makijaż. Przy tym produkcie również wskazany jest umiar. Stosowanie mgiełek, preferuję szczególnie latem, dają przyjemny efekt nawilżonej i orzeźwionej skóry.


I to by było wszystko, jeśli chodzi o moje perełki drogeryjne! Uff, ktokolwiek dotarł do tego momentu??
Wszystkie produkty, które wymieniłam, polecam Wam ze szczerego serca! W zasadzie to taki zbiór moich drogeryjnych ulubieńców.
Wpis ten będę oczywiście aktualizować, gdyż nowości pojawiają się cały czas. Postaram się, informować Was na bieżąco co warto zakupić, a co lepiej sobie darować.
 Zdaję sobie sprawę, że wyszło tego całkiem sporo, dlatego przygotowałam dla was mały prezent. :)



Udostępniam Wam dwie listy zakupów do wydruku. Pierwsza zawiera spis wszystkich kosmetyków, o których pisałam w tym poście. Wystarczy zaznaczyć w kwadracikach, te kosmetyki, które chcielibyście kupić i zabrać ją ze sobą do drogerii. Z taką ściągawką z pewnością o niczym nie zapomnicie. Lista numer 2 jest pusta, możecie zapisać na niej własne typy, które chcielibyście upolować na kosmetycznych zakupach .

LISTA Z PRODUKTAMI
LISTA PUSTA

Jestem bardzo ciekawa Waszych perełek drogeryjnych! Napiszcie w komentarzu jakie są Wasze sprawdzone kosmetyki i co ciekawego upolowaliście na wielkich drogeryjnych promocjach :)

Buziaki, Kobieta z Pasją. 

środa, 11 października 2017

Klątwa przeznaczenia-Monika Magoska-Suchar, Sylwia Dubielecka

Klątwa przeznaczenia-Monika Magoska-Suchar, Sylwia Dubielecka


Tytuł: Klątwa Przeznaczenia
Autor: Monika Magoska-Suchar, Sylwia Dubielecka
Wydawnictwo: Novae Res
Rok wydania: 2017
Ilość stron: 812
Cena katalogowa: 44 zł


Czas najwyższy, aby na blogu pojawiła się moja pierwsza recenzja książkowa. Nie widzę innej możliwości, to musi być Klątwa Przeznaczenia autorstwa Moniki Magoski-Suchar oraz Sylwii Dubieleckiej! Książka ta jest w każdym detalu wyjątkowa. W zaskakujący sposób nasyciła mój czytelniczy apetyt. Powiem więcej, wróciła mi wiarę, w polskich pisarzy! Nie mogłam uwierzyć, że jest to czytelniczy debiut! Była to wspaniała, 800 stronicowa podróż do świata magii i miłości, która pobudziła we mnie cały wachlarz emocji! Zaciekawieni? Chętnie opowiem Wam więcej! :)

Jeśli decydujecie się poznać prawdę o przyszłości, to musicie pamiętać o tym, że każde wypowiedziane słowo staje się Przeznaczeniem. To, co zakryte, może się zmienić, ale raz ujawniona przepowiednia zawsze się ziści.
Historia rozpoczyna się od przybycia Arienne, 16-letniej salmansarskiej czarodziejki, do twierdzy zwanej Ravillonem. Dziewczyna jest pełna obaw o swój los, jednak wie, że to jedyne miejsce gdzie będzie mogła się ukryć przed grożącym jej niebezpieczeństwem. Towarzysząca jej Tamira oddaje przerażoną Arienne pod opiekę dawnej znajomej Caris, winnej jej przysługę. Przerażona czarodziejka, przekracza mury Zamku nie mając pojęcia, że to właśnie tutaj, pozna swoje przeznaczenie.

Już od pierwszych chwil, spędzonych wśród ravillońskich Mistrzów, Arienne daje się poznać jako kobieta inteligentna i odważna. To cechy, które nie są dobrze postrzegane w świecie, który rządzony jest przez mężczyzn. Nie ulega wątpliwości, że jej upór i zuchwałość są powiewem świeżości wśród zamieszkujących twierdze, co czyni naszą bohaterkę interesującą kandydatką na Milady. O jej poczynaniach, rozprawia się nieustannie już od pierwszego wieczoru. Szczególne zainteresowanie wzbudza w pozornie obojętnym Mistrzu Walk. I choć wydawać by się mogło, że tych dwoje nigdy nie zazna szczęścia będąc razem, po tym w jak brutalny sposób zaczęła się ich wspólna droga, przeznaczenie bywa zaskakujące. Jak potoczą się dalsze losy niewinnej i obdarzonej wyjątkowo potężną mocą magiczną Arienne i niezrównanego w walce Mistrza Severo? O tym musicie przeczytać sami :)




Pewnie pomyśleliście teraz, banał jakich wiele, ona-młoda, niewinna piękność, on-silny dojrzały i niezwykle odważny, z pewnością się w sobie zakochają i będą magiczne zaślubiny i nagle życie w twierdzy stanie się cudownie lekkie i przyjemne? Ha! Nic bardziej mylnego. Relacje łączące Arienne i Severo trudno nazwać miłością od pierwszego wejrzenia. Przez bardzo długi czas wydaje się, że niemożliwym jest, aby narodziło się między nimi uczucie. Nie jest to więc typowy romans jakich wiele. Oczywiście rytm powieści nadaje rozwijające się relacja tych dwojga jednak autorki nie skupiły się tylko na niej.

 W Klątwie Przeznaczenia nie brakuje wątków pobocznych. Na szczególną uwagę zasługuje wykreowana przez Monikę i Sylwię struktura Świętej Organizacji. Wielkie Zgromadzenie Związku liczy trzynastu Mistrzów, każdy z nich przypisany jest do jednej domeny i posiada swój znak. Dla przykładu: Severo jest Mistrzem w dziedzinie Walk a jego znakiem jest Lew natomiast Ven jest Mistrzem Magii a jego znakiem jest kot.Władzę nad wszystkimi sprawuje Arcymistrz Frygill, zaś jego znak to Hybryda, którą tworzą wszystkie symbole mistrzowskie. Zgodnie z panującym Nowym Porządkiem, prawo dopuszcza posiadanie kobiety, zwanej w związku Milady. Co ciekawe, ich rola sprowadza się głównie do zaspakajania potrzeb mężczyzn. Feministki biorą trzy głębokie wdechy! Pamiętajmy , że akcja powieści toczy się w średniowieczu, i to co w dzisiejszych czasach wydaję się być oburzające, wówczas uchodziło za normalne. 


źródło: https://www.facebook.com/KlatwaPrzeznaczenia/

Co zaskakujące, moją ulubioną postacią nie jest ani Arienne ani Severo a Mistrz Magii Ven. Ujął mnie swoją lojalnością i oddaniem względem przyjaciół. Nie wahał się przedłożyć ich dobro nad swoje ani nawet ryzykować własnym życiem. Włada potężną magią, jak na Mistrza tej dziedziny przystało. Wiem, że Ven skradł nie tylko moje serce! Na grupie facebookowej poświęconej klątwoholikom, do której Was serdecznie zapraszam ->klik, ma całkiem sporo fanek! :)


„Niech będzie zatem, że sprzeciwiłem się waszym rozkazom. Nie skrzywdzę przyjaciela.” – Ven, Mistrz Magii

Jestem pod ogromnym wrażeniem całej historii. Przyznam, że do książki podchodziłam z dystansem, gdyż jak już napomknęłam na początku, nie gustuję w polskich autorach. Tymczasem czekało mnie tak wielkie zaskoczenie! Śmiało mogę powiedzieć, że Klątwa Przeznaczenia to najlepsza książka jaką czytałam w ostatnim czasie. Napisana jest z wielkim wyczuciem i w bardzo dobrym stylu. Narracja mieszana, pierwszo- i trzecioosobowa, pozwala ocenić sytuację z różnych perspektyw, co w moim odczuciu jest niezwykle trafionym posunięciem. Fabuła zaskakuje mnogością wątków, które płynnie się ze sobą łączą i tworzą spójną całość. Ciężko było mi uwierzyć, że jest to debiut literacki! Pokochałam Klątwę do tego stopnia, że postanowiłam stworzyć jej rysunkową recenzję, którą możecie zobaczyć na zdjęciu poniżej.



Na recenzji nie poprzestałam. Okazało się, że jest to dopiero początek mojej twórczości inspirowanej tą książką! Klątwa Przeznaczenia jest historią tak wdzięczną do rysowania, że postanowiłam stworzyć zakładki z Mistrzami z Ravillonu! Dostałam wiele wiadomości, o to czy chciałabym takowe stworzyć, więc odpowiadając na Wasze prośby, postanowiłam podjąć wyzwanie! Powstanie 13 klątwowych zakładek, czyli przeleję na papier moje wyobrażenie o każdym z Mistrzów. Mam nadzieję, że sprostam Waszym oczekiwaniom. Zakładki będzie można nabyć za pośrednictwem allegro i u mnie osobiście na Targach książkii w Krakowie (z kim się zobaczę? ). Chętnie poznam o nich wasze zdanie. Na zachęte zostawiam Wam zdjęcie Mistrza Severo :)


Za możliwość przeczytania Klątwy Przeznaczenia, dziękuję autorkom, Monice i Sylwii. 

To jak, kogo namówiłam na Klątwę Przeznaczenia? Nie będziecie żałować! Mam nadzieję, że podobała Wam się moja pierwsza recenzja. Z pewnością pojawią się następne. 😊

Buziaki, Kobieta z Pasją. 

piątek, 6 października 2017

BULLET JOURNAL KOBIETY Z PASJĄ, czyli jak to wszystko się zaczęło

BULLET JOURNAL KOBIETY Z PASJĄ, czyli jak to wszystko się zaczęło

Cześć wszystkim!
Bardzo się cieszę, że mogę wreszcie zacząć publikować dla Was posty na blogu! To znacznie ułatwi mi komunikację z Wami oraz pozwoli w szerszym stopniu odpowiadać na nurtujące Was pytania, które zadajecie mi najczęściej na Instagramie czy Facebooku. Mam nadzieję, że moje teksty Was nie zanudzą a wręcz przeciwnie, zaciekawią i zainspirują. Jeśli macie niedosyt zdjęć mojego Bullet Journala, to z całą pewnością blog zaspokoi Wasz apetyt, gdyż zamierzam pokazywać tutaj o wiele więcej stron z mojego notesu. Nie zabraknie również tematów około papierniczych. Będziemy przyglądać się bliżej notesom, brush penom, cienkopisom itd Chętnie podzielę się z Wami swoją wiedzą, przemyśleniami i doświadczeniem w tym zakresie. W zasadzie nie tylko w tym, co mogą Wam sugerować karty w górnym Menu bloga, ale o tym nie dziś :)
Dziś chciałabym opowiedzieć Wam jak rozpoczęła się moja przygoda z Bullet Journalem. To pytanie zadajecie mi wyjątkowo często. Zajrzymy więc wspólnie do mojego pierwszego BuJo i pośmiejemy się z moich koślawych wówczas dniówek. Będziecie mogli sami ocenić, jak mój charakter pisma uległ zmianie przez ten czas i jak powoli kształtował się mój styl. No to zaczynamy! :)



Moja przygoda z Bullet Journalem rozpoczęła się wraz ze startem roku 2016. Właśnie wtedy powiedziałam dość gotowym kalendarzom. Miałam ich zawsze kilka, bo nigdy nie trafiłam na ten jeden idealny, który całkowicie by mi odpowiadał. Samodzielnie drukowane plannery też nie były tym czego szukałam. I tak podczas buszowania w odmętach Pinteresta natrafiłam na BuJo. Nie będę Was oszukiwać..To była miłość od pierwszego wejrzenia! Jak tylko przeczytałam więcej o tej metodzie planowania od razu podjęłam decyzję, że MUSZĘ mieć taki notes! Moje notatki, odkąd sięgam pamięcią, zawsze były niesamowicie kolorowe i pełne rysunków. Zawsze starałam się ozdabiać środek kalendarzy, żeby zaspokoić moje poczucie estetyki i potrzebę otaczania się ładnymi rzeczami. Nie zwlekając, sięgnęłam do swoich pokaźnych notesowych zbiorów w celu odnalezienia odpowiedniego kandydata na moje pierwsze BuJo. Oczywiście, co typowe dla osoby uzależnionej od kupowania zeszytów, stwierdziłam, że żaden z posiadanych nie spełnia kryteriów. Spójrzmy prawdzie w oczy, każda okazja do nabycia nowej sztuki do kolekcji jest warta wykorzystania [sic!]. Podekscytowana udałam się do Empiku i zakupiłam szkicownik Creadu. Czas ten zdecydowanie można określić jako era przed narodzinami bum bullet journalowego w Polsce, więc o notesie w kropki dostępnym stacjonarnie nie było co marzyć. Hah! Za moich czasów [ :D ] to nawet Memo Booków nie było! Natomiast kultowy obecnie Leuchtturm1917 już wtedy nie należał do najtańszych. Postanowiłam więc, że najpierw spróbuję swoich sił w tańszym notesie, a jeśli uznam, że system ten mi odpowiada, zakupię słynnego Leszka.
I taką właśnie radę przekazuję Wam kiedy pytacie, jaki notes wybrać. NAJZWYKLEJSZY! Uwierzcie mi, lepiej przetestować różne układy w niedrogim zeszycie i bez  wyrzutów sumienia porzucić go, kiedy jednak okaże się, że to jednak  nie dla nas niż potem żałować wydanych pieniędzy na notes, który w 3/4 pozostanie niezapisany.
Jeśli chcecie, to chętnie zbiorę w całość zbiór rad i wskazówek dla początkujących i opublikuję je dla Was tutaj na blogu, napiszcie w komentarzu pod postem, jeśli chcielibyście przeczytać taki tekst.

Na zdjęciu notes, który leży na samej górze tego małego stosu, to właśnie mój pierwszy BuJo. Jesteście ciekawi jak wyglądały pierwsze zapiski? Nie ma ich nawet na moim Instagramie!


Tadaaaam! Widzicie, nie zawsze było idealnie! Było krzywo, moje pismo nie zawsze wyglądało tak estetycznie jak dziś no i nie za bardzo miałam pomysł jak ta dniówka miała wyglądać. To była totalna improwizacja i przy tym, a raczej przede wszystkim, świetna zabawa! Daleko moim początkom było do stron mojej guru Bullet Journallingu czyli Boho Berry, ale wiecie co? Zupełnie się tym nie przejmowałam! Liczyła się wielka frajda jaką mi to sprawiało, a efekty przyszły z czasem. Sami więc widzicie, że nie ma się co zniechęcać, gdy na początku nasz zeszyt nie wygląda jak rodem z Pinteresta. Co więcej on wcale nie musi tak wyglądać! Całe ozdabianie, rysunki, naklejki itd to tylko dodatek, który wcale nie jest konieczny aby nasz BuJo spełniał swoją funkcję. Jeśli zależy Ci na rysunkach i estetyce-ćwicz i się nie zniechęcaj, trening naprawdę czyni mistrza! Jeżeli natomiast przejmujesz się, że nie masz zdolności plastycznych, lub zwyczajnie nie czujesz potrzeby ozdabiania, to z tego zrezygnuj i ciesz się jego funkcjonalnością (pamiętaj, że oryginalny system wcale nie zakłada ozdabiania!). Bullet Journal jest tak fantastycznie plastyczny, że każdy może go dopasować pod siebie i myślę, że głównie dlatego wszyscy go kochamy :)



Przeprowadzka do wyczekanego Leuchtturma1917 nastąpiła po ponad 3 miesiącach prowadzenia Bullet Journala, co możecie zobaczyć na powyższej fotce. Myślę, że bez trudu zauważycie postęp, jaki miał miejsce.  Kompozycje stron zaczęły być zdecydowanie bardziej przemyślane. Wszystko stało się o wiele estetyczniejsze. Dzięki cudownym kropeczkom, które kocham miłością szczerą po dziś dzień, linijki z tekstem nie są już tak krzywe jak to miało miejsce na początku w gładkim szkicowniku.



No i  rysunki! Nie mogę nie wspomnieć o rysunkach! Papier z Leszka okazałą się być o niebo lepszy niż chropowata struktura szkicownika, więc kolorowanie cienkopisami stało się czystą przyjemnością! Przyznam szczerze, że ta strona to jedna z moich ulubionych i wracam do niej z wielką przyjemnością. Alicja w Krainie Czarów to bardzo wdzięczny temat do rysowania.


Ciekawostka: Leuchtturmy ze starszej serii nie rozkładały się na płasko! Bardzo dobrze widać to na zdjęciu z jesienną listą przyjemności. Plus dla firmy, za branie pod uwagę zastrzeżeń klientów. W nowszej edycji problem ten został całkowicie wyeliminowany. Ach, niemiecka precyzja :)



Tego notesu pewnie nie muszę nikomu przedstawiać, a już z pewnością tej strony. :) Tutaj rozpoczęło się moje Pusheenowe szaleństwo, a dokładnie wraz z początkiem roku 2017 :) Tym razem znowu postawiłam na Leuchtturma1917 i oczywiście się nie zawiodłam. Niestety jego cena nie należy do najniższych, ale z cała uczciwością mogę powiedzieć, że jest on wart każdej wydanej złotówki. Bezapelacyjnie jest w ścisłej czołówce moich ulubionych notesów.


Myślę, że warto wspomnieć, że papier lt1917 jest w stanie przyjąć akwarelę bez falowania (oczywiście woda w rozsądnych ilościach :) )! Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona.


Na sam koniec mój obecny BuJo tym razem w notesie Scribbles That Matter, który jest bardzo zbliżony właściwościami do Leuchtturma1917. Jeśli chcecie mogę zrobić dla Was porównanie tych dwóch notesów. To zdjęcie, w zestawieniu z moimi początkami, klarownie oddaje cały postęp jaki udało mi się osiągnąć. Mam nadzieję, że pokazując Wam moją całą drogę bullet journalową zaspokoiłam odrobinę Waszą ciekawość, jak to u mnie wyglądało. :)

Jeśli macie do mnie jakiekolwiek pytania, zadawajcie je w komentarzach, na pewno na wszystkie odpowiem. :)

Mam nadzieję, że ktokolwiek przebrnął przez cały post i dotarł do końca :) Wybaczcie, że wyszedł taki długi, ale o czym jak o czym, ale o notesach to ja mogę opowiadać Wam bez końca! :)
Buziaki, Kobieta z Pasją :)
Copyright © 2016 Kobieta z pasją , Blogger